piątek, 16 maja 2014

10 - "Niezbędnik obserwatorów gwiazd"

Tytuł: "Niezbędnik obserwatorów gwiazd"
Autor: Matthew Quick
Liczba stron: 313

"Witajcie w Bellmont, gdzie rządzą czarne gangi oraz irlandzka mafia (zależy od dzielnicy) i gdzie mieszka Finley. Jego dziadek nie ma obu nóg, ojciec pracuje na nocną zmianę, a matka zginęła w okolicznościach, o  których nikt nie chce mówić. Finley też nie chce mówić - odzywa się tylko wtedy, gdy musi. Woli grać w koszykówkę. Jedyną osobą, która rozumie Finleya, jest jego dziewczyna Erin. Oboje co wieczór spotykają się na dachu jego domu, patrzą w gwiazdy i marzą o tym, aby wydostać się z piekła, jakim jest Bellmont. Pewnego dnia trener Finleya prosi go o dziwną przysługę..."  
     
Nareszcie jestem w stanie napisać cokolwiek o tej książce. Złapał mnie tak zwany kac książkowy i wszystko co chciałam tu napisać nie miało ładu i składu, a i teraz pewnie za dużo go mieć nie będzie, ale do rzeczy. 
Nie wiem i pewnie nigdy się nie dowiem co mnie naszło, żeby zakupić tę lekturę, przecież w większości nie czytam takich książek, szczególnie takich. Może to ciekawy tytuł? A może moja determinacja, że muszę z tego sklepu wyjść z jakąkolwiek książką? Naprawdę nie wiem. Jednak mam ją i nie żałuję. 
Książka była ŚWIETNA. Zupełnie coś innego niż się spodziewałam. Czasami spotykam się ze strasznie negatywną postawą innych do życia, coś w stylu: "Moje życie nie ma sensu.", albo " Życie jest straszne". Zazwyczaj są to nieuzasadnione obelgi kierowane pod adresem życia. Ta historia pokazuję, że nie mamy prawa tak mówić, bo inni mają sto razy gorzej. Gdyby każdy chłopak był Finleyem, a każda dziewczyna Erin, to dopiero wtedy moglibyście mówić, że życie jest okrutne, czy niesprawiedliwe. 
Historia wciąga od pierwszych stron. Jest 'inna', wyjątkowa. Czytają ją czułam się jakbym błądziła w cudzych myślach, myślach Finleya. Uważam, że nie była to schematyczna historia miłosna, czy coś w tym stylu. Osobiście pierwszy raz spotkałam się z czymś takim. Nie jest przesłodzona, pokazuje prawdziwe uczucia, może dlatego tak silnie odczułam wszystko co się w niej wydarzyło.
Jeśli tak, jak ja nie przepadacie za obyczajowymi historiami, to mogę wam zagwarantować, że te nie jest taka jak wszystkie i pewnie większości z was się spodoba. Ilekroć próbuję ubrać moje odczucia w słowa, wychodzi jakiś pasztet, więc spróbuję tak: KSIĄŻKA BYŁA CUDOWNA, WZRUSZAJĄCA, NIETUZINKOWA, ZASKAKUJĄCA, MĄDRA, DOBRZE NAPISANA, MOCNA, GENIALNA, WCIĄGAJĄCA i tysiące innych przymiotników wychwalających ją. 
Czytało się ją bardzo szybko i łatwo. Akcja pędziła, a ja razem z nią coraz bardziej zagłębiałam się w świat Finleya. Pewnie większość powie, że zakończenie było szczęśliwe, ale dla mnie było ono po prostu dobre. Jeśli miałoby być szczęśliwe więcej spraw musiałoby się rozwiązać. To, że Finley i Erin się szczęśliwi, nie skreśla tego, że ktoś kiedyś może przeżyć to samo co oni.Końcowe rozdziały wydarły ze mnie łzy, które tak starannie zatrzymywałam, przez większość książki, ale po prostu dłużej nie mogłam. Płaczący staruszkowie, w dodatku bez nóg, to coś co za każdym razem doprowadza mnie do łez.Polecam wszystkim. Cud, miód, malina. A może ktoś już czytał? Jakie wasze opinie? Może planujecie przeczytać, albo właśnie czytacie? 

MOJA OCENA: 9/10


1 komentarz:

  1. Świetna recenzja :D
    Gdy będę w księgarni, rozejrze się za tą książką c:

    OdpowiedzUsuń