Tytuł: "Próby Ognia"
Autor: James Dashner
Ilość stron: 415
" Znalezienie wyjścia z Labiryntu miało być końcem. Żadnych więcej niespodzianek, żadnych puzzli. I żadnego uciekania. Thomas był przekonany, że jeśli Streferzy zdołają się wydostać, odzyskają swoje dawne życie i wspomnienia. W Labiryncie życie było łatwe. Mieli jedzenie, schronienie i względne bezpieczeństwo. Dopóki Teresa nie zapoczątkowała końca. Ale w świecie poza Labiryntem koniec został zapoczątkowany już dawno temu. Spalona przez Pożogę i wysuszona z powodu nowego surowego klimatu, Ziemia stała się krainą zniszczenia, penetrowaną przez Poparzeńców, ludzi zarażonych Pożogą. Dlatego Streferzy wciąż nie mogą przestać uciekać. Zamiast upragnionej wolności, muszą stawić czoła jeszcze jednej próbie. Muszą przejść przez najbardziej spaloną część świata i dotrzeć do celu w ciągu dwóch tygodni. Ale DRESZCZ przygotował im na tej drodzę wiele niespodzianek. Wiele krwawych niespodzianek."
Po świetnym moim zdaniem "Więźniu Labiryntu" szybko wzięłam się za "Próby Ognia" przekonana, że i one będą równie wspaniałe. Niestety wysunęłam pochopne wnioski, bo przecież każą dobrą serię można zepsuć, choć może to za duże słowo w tym przypadku.
Po pierwsze w drugim tomie o zmaganiach Streferów było bardzo dużo krwi i śmierci, w moim odczuciu. Jasne, zawsze mogło być więcej, jednak miałam dziwne wrażenie, że głównym celem autora w tej części było zabicie wszystkich bohaterów, o których czytelnicy nie mieli bladego pojęcia i sprawienie, żeby czytając książkę myśleli sobie: "Kim do jasnej ciasnej jest był człowiek?!". W dodatku sposoby w jakie umierali były naprawdę dziwne. Zaskoczyły mnie tak bardzo, że w trakcie lektury cały czas myślałam, co ten autor ma w głowie i czy nie powinnam zacząć się martwić.
O co chodzi w całej tej historii? To pytanie nie daje mi spokoju. Kłamstwo na kłamstwie, a pod nim jeszcze jedno kłamstwo. Ktoś pomyślał, że w "Próbach..." wszystko się wyjaśni? Grubo się mylił, zresztą tak jak ja. Drugi tom miesza w całej historii jeszcze bardziej. Męczyłam moje szare komórki, żeby rozgryźć plany DRESZCZ-u, jednak nic z tego. Kiedy już myślałam, że coś wiem, działo się coś nieprzewidywalnego i znów musiałam główkować od początku.
Kolejny minus, który sprawia, że "Próby..." są gorsze od "Więźnia..." to Brenda. Naprawdę poważnie irytowało mnie jej zachowanie. Nie mam pojęcia po jakiego grzyba była tam ona umieszczona, bo w sumie nic wielkiego ze sobą nie wniosła. Wszystkie sceny z jej udziałem groziły wybuchem niekontrolowanej złości i chęcią odłożenia książki. Reszta bohaterów była bardzo dobra i nie mam mi nic do wytknięcia.
Ups... wyszło, że książka mi się nie podobała. Tak nie było, po prostu jestem nią rozczarowana, ale nie była ona tragiczna. Zabrakło mi tutaj czegoś z pierwszej części i nie chodzi o Labirynt. Trzecia część już czeka na półce i mam nadzieję, że będzie lepsza i w końcu się wszystko wyjaśni.
Skoro zaprzeczyłam, że książka jest zła, to powinnam chyba przytoczyć jakieś argumenty za. Co mi się podobało? Jak już wcześniej wspominałam trochę osób w tej książce zginęło i pomimo że zgony te były dziwne, to każdy kolejny wpływał na bohaterów którzy przeżyli. Obserwowanie bohaterów, ich reakcji i walki o przeżycie skłoniło mnie do pewnych przemyśleń. Moją pierwszą reakcją gdy ktoś umierał były myśli typu: "Hej! Przecież mogliście mu pomóc" (choć pewnie by nie mogli) albo "Wy bezduszni i nieczuli ludzie, nic was nie obchodzą Ci zmarli", jednak zaraz potem pomyślałam sobie, czy ja zachowałabym się wtedy inaczej. Obserwowałam więc zmiany jakie zachodziły w bohaterach i zastanawiałam się jaka jest przyczyna podejmowania przez nich różnorakich decyzji. Dochodzę więc do wniosku że tak właśnie postąpiłaby większość w tym może i ja. Nie ważne czy Ci ludzie byli Twoimi przyjaciółmi TY chcesz przeżyć, a pomoc im może się okazać dla Ciebie misją samobójczą. Tak zareagowałaby większość, a nie tak jak szlachetni bohaterowie z innych książek, których tak uwielbiamy i cenimy sobie ich poświęcenie, choć i takie osoby się znajdą. Może i zostawienie przyjaciela bez pomocy, choć wiemy że i tak nie jesteśmy wstanie nic zrobić nie jest szlachetne, ale wymaga odwagi, żeby się nie odwrócić, żeby nie rozpaczać, żeby ból nie przejął nad nami kontroli.
Podsumowując "Próby Ognia" z perspektywy czasu polecam wam je. Mogłabym napisać, że można się przy nich dobrze bawić lub miło spędzić czas, ale to byłyby bardzo nietrafne określenia. Przy "Próbach Ognia" można podkręcić swoje zwoje i w sumie czytając możemy nawet poczuć się zmęczeni, jednak nie powiedziałaby, że zmarnujemy z nią czas. Po prostu z inną książką moglibyśmy spędzić go lepiej, ale jeśli już zaczęliście przygodę z tą trylogią, to powinniście sięgnąć po tę pozycję. Pomimo, że poziom przyjemności z czytania trochę spadł w tej drugiej części, to na pewno zabiorę się za trzecią, żeby w końcu dowiedzieć się o co chodzi.
Po świetnym moim zdaniem "Więźniu Labiryntu" szybko wzięłam się za "Próby Ognia" przekonana, że i one będą równie wspaniałe. Niestety wysunęłam pochopne wnioski, bo przecież każą dobrą serię można zepsuć, choć może to za duże słowo w tym przypadku.
Po pierwsze w drugim tomie o zmaganiach Streferów było bardzo dużo krwi i śmierci, w moim odczuciu. Jasne, zawsze mogło być więcej, jednak miałam dziwne wrażenie, że głównym celem autora w tej części było zabicie wszystkich bohaterów, o których czytelnicy nie mieli bladego pojęcia i sprawienie, żeby czytając książkę myśleli sobie: "Kim do jasnej ciasnej jest był człowiek?!". W dodatku sposoby w jakie umierali były naprawdę dziwne. Zaskoczyły mnie tak bardzo, że w trakcie lektury cały czas myślałam, co ten autor ma w głowie i czy nie powinnam zacząć się martwić.
O co chodzi w całej tej historii? To pytanie nie daje mi spokoju. Kłamstwo na kłamstwie, a pod nim jeszcze jedno kłamstwo. Ktoś pomyślał, że w "Próbach..." wszystko się wyjaśni? Grubo się mylił, zresztą tak jak ja. Drugi tom miesza w całej historii jeszcze bardziej. Męczyłam moje szare komórki, żeby rozgryźć plany DRESZCZ-u, jednak nic z tego. Kiedy już myślałam, że coś wiem, działo się coś nieprzewidywalnego i znów musiałam główkować od początku.
Kolejny minus, który sprawia, że "Próby..." są gorsze od "Więźnia..." to Brenda. Naprawdę poważnie irytowało mnie jej zachowanie. Nie mam pojęcia po jakiego grzyba była tam ona umieszczona, bo w sumie nic wielkiego ze sobą nie wniosła. Wszystkie sceny z jej udziałem groziły wybuchem niekontrolowanej złości i chęcią odłożenia książki. Reszta bohaterów była bardzo dobra i nie mam mi nic do wytknięcia.
Ups... wyszło, że książka mi się nie podobała. Tak nie było, po prostu jestem nią rozczarowana, ale nie była ona tragiczna. Zabrakło mi tutaj czegoś z pierwszej części i nie chodzi o Labirynt. Trzecia część już czeka na półce i mam nadzieję, że będzie lepsza i w końcu się wszystko wyjaśni.
Skoro zaprzeczyłam, że książka jest zła, to powinnam chyba przytoczyć jakieś argumenty za. Co mi się podobało? Jak już wcześniej wspominałam trochę osób w tej książce zginęło i pomimo że zgony te były dziwne, to każdy kolejny wpływał na bohaterów którzy przeżyli. Obserwowanie bohaterów, ich reakcji i walki o przeżycie skłoniło mnie do pewnych przemyśleń. Moją pierwszą reakcją gdy ktoś umierał były myśli typu: "Hej! Przecież mogliście mu pomóc" (choć pewnie by nie mogli) albo "Wy bezduszni i nieczuli ludzie, nic was nie obchodzą Ci zmarli", jednak zaraz potem pomyślałam sobie, czy ja zachowałabym się wtedy inaczej. Obserwowałam więc zmiany jakie zachodziły w bohaterach i zastanawiałam się jaka jest przyczyna podejmowania przez nich różnorakich decyzji. Dochodzę więc do wniosku że tak właśnie postąpiłaby większość w tym może i ja. Nie ważne czy Ci ludzie byli Twoimi przyjaciółmi TY chcesz przeżyć, a pomoc im może się okazać dla Ciebie misją samobójczą. Tak zareagowałaby większość, a nie tak jak szlachetni bohaterowie z innych książek, których tak uwielbiamy i cenimy sobie ich poświęcenie, choć i takie osoby się znajdą. Może i zostawienie przyjaciela bez pomocy, choć wiemy że i tak nie jesteśmy wstanie nic zrobić nie jest szlachetne, ale wymaga odwagi, żeby się nie odwrócić, żeby nie rozpaczać, żeby ból nie przejął nad nami kontroli.
Podsumowując "Próby Ognia" z perspektywy czasu polecam wam je. Mogłabym napisać, że można się przy nich dobrze bawić lub miło spędzić czas, ale to byłyby bardzo nietrafne określenia. Przy "Próbach Ognia" można podkręcić swoje zwoje i w sumie czytając możemy nawet poczuć się zmęczeni, jednak nie powiedziałaby, że zmarnujemy z nią czas. Po prostu z inną książką moglibyśmy spędzić go lepiej, ale jeśli już zaczęliście przygodę z tą trylogią, to powinniście sięgnąć po tę pozycję. Pomimo, że poziom przyjemności z czytania trochę spadł w tej drugiej części, to na pewno zabiorę się za trzecią, żeby w końcu dowiedzieć się o co chodzi.
MOJA OCENA: 6/10
Czytałam ją i była dla mnie gorsza, niż "Więzień labiryntu". Mnie Brenda okropnie irytowała, nie mogłam jej znieść. Ale ogólnie cała książka jaky straciła swój poziom. Ale ostatnią część zapewne przeczytam, bo nie lubię zostawiać niedokończonych trylogii :)
OdpowiedzUsuńMi "Próby ognia" najbardziej się podobały... moim zdaniem Dashner skopał końcówkę ("Lek..."), ale z tego co widzę, tylko ja tak uważam... a i pod koniec się załamiesz... tylko tak mówię c:
OdpowiedzUsuńWiem, że komentarz jest mega chaotyczny, ale jestem dzisiaj nie ogarniętą (zresztą jak zawsze xd).
Buziaki!
druga część dopiero przede mną, aczkolwiek Więzień Labiryntu bardzo mi się spodobał. :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam ''Więźnia Labiryntu'', ale z racji, że mam go w filmowej okładce, muszę poczekać aż i ''Próby Ognia'' wydadzą z nową okładką (jak okładki serii do siebie nie pasują to wpadam w istny szał) ;)
OdpowiedzUsuńOglądałam film "Więzień Labiryntu" i obiecałam sobie, ze nadrobię całą serię, ale na razie mi to nie wyszło...
OdpowiedzUsuńWciąż nie mogę zebrać się w sobie, żeby przeczytać drugi tom. Pierwszy niby mi się spodobał, ale jak widać nie na tyle, żeby wciągnąć mnie w historię.
OdpowiedzUsuń