czwartek, 12 lipca 2018

W obronie lektur

Ile raz zdarzyło się wam wieszać psy na jakiejś książce, bo otrzymała miano lektury szkolnej? Ile razy nie sięgnęliście po nią, zniechęceni negatywnymi opiniami poprzednich roczników? Często nawet nie zdajemy sobie sprawy jak głęboko w nas jest zakorzenione przekonanie, że lektury to samo zło. Sama jestem tego doskonałym przykładem. Kocham czytać książki, ale lektury? Proszę was, samo to słowo źle brzmi. Ale tak właściwie dlaczego? Co się stało, że książki, które kiedyś były okrzykiwane wielkimi dziełami, dzisiaj budzą taką niechęć?


Myślę, że głównym powodem jest ciążąca klątwa obowiązku. Zniechęcają nas po prostu tym, że TRZEBA je przeczytać. Nakazy i zakazy, to cała szkoła i tego w niej nie lubimy. Prosta zasada, która działa tak samo przy lekturach, jak i nauce. Nie lubimy kiedy nam się rozkazuje. Przecież inne książki czytamy, innych rzeczy chętnie się uczymy. Robiąc coś dla własnej satysfakcji, robimy to sto razy chętniej!

Z tego niestety rodzi się później ogólna niechęć do czytania. Dużo osób przez narzucone lektury traci zainteresowanie książkami w ogóle. Potem już z roku na rok jest coraz gorzej. Dochodzi nawet do sytuacji, w której przeczytanie streszczenia jest sukcesem. Dobrze, mamy więc osoby, które na dobre zraziły się do książek, ale przecież są też takie które czytają bez wytchnienia, ale z lekturami im dalej nie po drodze, co z nimi?

Czytając wybieramy te książki, które uważamy za ciekawe. Chcemy miło spędzić czas, to zupełnie zrozumiałe. Dlatego lektury trochę tutaj nie pasują. Są ciężkie i trzeba się przy nich mocno skupić. Język jest archaiczny i co chwilę musimy sprawdzać znaczenie słów, żeby załapać sens książki, a i to czasami nie pomaga. Bohaterowie na ogół są nie do zniesienia, zupełnie nie rozumiemy ich motywów. Ogółem nie da się w nich znaleźć nic godnego uwagi, więc po co zajmować nimi czas, skoro jest tyle innych cudownych książek? 

Sama przez jakieś czas zaliczałam się do tej grupy. Czytałam lektury, ale z wielkim bólem serca. Do czasu. Moje podejście odmieniła lektura, którą najbardziej krytykowałam przed przeczytaniem! "Krzyżacy" - to punkt zwrotny w mojej historii. Jest to jedna z ciekawszych książek, które czytałam i to nie jest sarkazm! Od tego momentu, czyli 3 gimnazjum, postanowiłam spojrzeć przyjaźniej na lektury. Efekty?


Zdecydowanie mniej się przy nich męczę. Ograniczam do minimum biadolenie i narzekanie zanim wezmę te książki do ręki. Zaakceptowałam czytanie lektur jako mój obowiązek, jednocześnie uświadamiając sobie, że nie jest to najgorsza rzecz jaką przyjdzie mi robić w życiu. Staram się docenić każdą książkę, z którą się zetknę i nareszcie w lekturach widzę potencjalnie ciekawe pozycje. Oczywiście nie wszystkie mi się podobają, to normalne. Jednak gdyby ktoś 3 lata temu powiedział mi, że docenię dzieła Szekspira, lub że czytanie "Lalki" i "Pana Tadeusza" sprawi mi przyjemność, to zaśmiałabym mu się w twarz.

Faktem jednak jest to, że książki, które są wybierane na nasze lektury, są naprawdę ważnymi dziełami. Często przełomowymi w literaturze, reprezentującymi przeróżne nurty filozoficzne. Są niewyczerpaną skarbnicą wiedzy o naszych przodkach. Teraz naprawdę doceniam to, że mamy możliwość uczyć się historii i polskiego na badzie autentycznych utworów z dawnych lat. Mogą być nudne, niezrozumiałe, dziwne, ale są zwierciadłem artysty i jego życia, a to ich największa zaleta. Mamy możliwość czytać książki największych twórców swoich epok, widzieć przeszłość oczami ludzi, dla których to była teraźniejszość. Uważam to za naprawdę duży przywilej, z którego powinniśmy korzystać.

Wiem, że ciężko jest przebrnąć przez lektury. Nie mam zamiaru wmawiać komuś, że są to książki łatwe i przyjemne. Niektórym się podobają, innym nie. Tym postem chciałam dać upust moim spostrzeżeniom i zachęcić was do większej otwartości na te pozycje. Myślę, że kiedy da się spokój z narzekaniem na lektury i spojrzy się na nie przyjaźniejszym okiem, to można znaleźć w nich coś dla siebie. Uważam, że opłaca się podjąć taki trud, bo są to książki wartościowe - a to jest zdanie, którego nigdy się po sobie nie spodziewałam! 

czwartek, 5 lipca 2018

28 - "Chłopak nikt"

Tytuł: "Chłopak nikt tom 1" 
Autor: Allen Zadoff
Ilość stron: 342 

"Osierocony i wychowany w eksperymentalnym obozie, w którym uczyniono z niego broń idealną. W zasadzie go nie ma. To znaczy jest tylko narzędziem, które unieszkodliwia niebezpiecznych wrogów jego kraju. Nie ma własnego życia, własnych planów, własnych marzeń, własnych uczuć. Ma tylko swoje zadanie. I swoje sposoby. Umie myśleć i przewidywać. Umie posługiwać się zadziwiającą technologią. Jest zabójczo skuteczny i praktycznie niewidzialny, bo któż obawiałby się zwyczajnego, sympatycznego nastolatka. Czy jest w nim jakiś słaby punkt? Czy jest szczelina, przez którą można wniknąć, by go zniszczyć? Czy warto go zniszczyć? I czy on na to pozwoli? Powieść, jakiej się nikt nie spodziewa. I bohaterka, jakiej on się nie spodziewa."  

Każdy z nas ma przynajmniej kilku dobrych znajomych, z którymi spędza czas i których zaprasza do siebie do domu. Czasami, żeby coś "kliknęło" trzeba poświęcić miesiące, a nieraz wystarczy jedna rozmowa, żeby poczuć tą nić porozumienia, tak jakbyśmy się znali od wieków. A co jeśli nasze spotkanie nie było przypadkiem? Jeśli nasz przyjaciel doskonale wiedział jakich słów użyć, aby wkraść się do naszych łask? Co gdyby okazało się, że jesteśmy tylko kolejnym celem, który musi odhaczyć?
"Chłopak nikt" to książka, o której nigdy wcześniej nie słyszałam. Dlatego, kiedy zabierałam się za nią, nie wiedziałam czego się spodziewać. Miałam za to nadzieję, że będzie wciągająca, odmienna od tych które ostatnio czytam. Inna była to fakt, jednak nie mogę powiedzieć, że mnie porwała swoją treścią.
Allen Zadoff stworzył bardzo szorstką książkę. Krótkie rozdziały, proste zdania, niewyszukany język, masa dialogów przy znikomej obecności opisów. W połączeniu z tematyką daje nam to książkę oschłą, cierpką, beznamiętną, ale taki był chyba cel autora. Niemniej sprawia to, że ta pozycja nie jest dla każdego.
Książka skupia się bardziej na faktach i powierzchowności, a nie na uczuciach bohaterów. Broń idealna ma nie czuć i bez sprzeciwu wypełniać narzucone mu zadania. I o to chodzi, nie mamy się rozczulać nad bohaterem. On jest wojownikiem, my obserwatorami, którzy śledzą jego misję. Niestety nie jest, to coś co mnie przekonało. Wielokrotnie w książce jest wspominane, że bohater jest obojętny i znieczulony, ale jego późniejsze zachowanie są tego zaprzeczeniem. To było głównym celem, przestawić targające nim wątpliwości. Tutaj powinniśmy dostać pełną gamę emocji, a otrzymujemy ostrożny, wyważony, nie skupiający się na szczegółach opis przeżyć wewnętrznych bohatera. Jestem pewna, że to ma swój urok i wiele osób to kupuje, ale nie ja. W żaden sposób nie umiałam wczuć się w tą sytuację, a tytułowy Chłopak Nikt pozostał dla mnie nikim.
Przez wspomnianą wcześniej szorstkość miałam wrażenie, że bohaterowie są bardzo płytcy, a interakcje między nimi są sztuczne i wymuszone. Nie dość, że wszystkie znajomości rozwijają się bardzo szybko, to jeszcze brakuje im chemii. Dużo lepiej niż tworzenie charakterów wyszło autorowi opisywanie walk i technologii. Uważam, że to największy plus tej historii i to w jakiś sposób ratuje ją przed całkowicie negatywną opinią.
Pomimo kulejących bohaterów akcja jest należycie wciągająca. Właściwie jak na tę trochę ponad 300 storn, to dzieje się dużo. Jest walka, są tajemnice, jest intryga, tylko szkoda, że to wszystko potraktowane tak powierzchownie. Widzę tutaj duży potencjał do wykorzystania, jednak ta część zdecydowanie tego nie zrobiła. Zobaczymy może kontynuacja okaże się lepsza.
Podsumowując książki nie polecam. Jeżeli macie tylko i wyłącznie ją pod ręką, to zapewni wam rozrywkę w pewnym stopniu, ale nie jest warta poświęcenia jej większej uwagi, kiedy do wyboru jest wiele innych, lepszych pozycji.

MOJA OCENA: 6/10