czwartek, 12 lipca 2018

W obronie lektur

Ile raz zdarzyło się wam wieszać psy na jakiejś książce, bo otrzymała miano lektury szkolnej? Ile razy nie sięgnęliście po nią, zniechęceni negatywnymi opiniami poprzednich roczników? Często nawet nie zdajemy sobie sprawy jak głęboko w nas jest zakorzenione przekonanie, że lektury to samo zło. Sama jestem tego doskonałym przykładem. Kocham czytać książki, ale lektury? Proszę was, samo to słowo źle brzmi. Ale tak właściwie dlaczego? Co się stało, że książki, które kiedyś były okrzykiwane wielkimi dziełami, dzisiaj budzą taką niechęć?


Myślę, że głównym powodem jest ciążąca klątwa obowiązku. Zniechęcają nas po prostu tym, że TRZEBA je przeczytać. Nakazy i zakazy, to cała szkoła i tego w niej nie lubimy. Prosta zasada, która działa tak samo przy lekturach, jak i nauce. Nie lubimy kiedy nam się rozkazuje. Przecież inne książki czytamy, innych rzeczy chętnie się uczymy. Robiąc coś dla własnej satysfakcji, robimy to sto razy chętniej!

Z tego niestety rodzi się później ogólna niechęć do czytania. Dużo osób przez narzucone lektury traci zainteresowanie książkami w ogóle. Potem już z roku na rok jest coraz gorzej. Dochodzi nawet do sytuacji, w której przeczytanie streszczenia jest sukcesem. Dobrze, mamy więc osoby, które na dobre zraziły się do książek, ale przecież są też takie które czytają bez wytchnienia, ale z lekturami im dalej nie po drodze, co z nimi?

Czytając wybieramy te książki, które uważamy za ciekawe. Chcemy miło spędzić czas, to zupełnie zrozumiałe. Dlatego lektury trochę tutaj nie pasują. Są ciężkie i trzeba się przy nich mocno skupić. Język jest archaiczny i co chwilę musimy sprawdzać znaczenie słów, żeby załapać sens książki, a i to czasami nie pomaga. Bohaterowie na ogół są nie do zniesienia, zupełnie nie rozumiemy ich motywów. Ogółem nie da się w nich znaleźć nic godnego uwagi, więc po co zajmować nimi czas, skoro jest tyle innych cudownych książek? 

Sama przez jakieś czas zaliczałam się do tej grupy. Czytałam lektury, ale z wielkim bólem serca. Do czasu. Moje podejście odmieniła lektura, którą najbardziej krytykowałam przed przeczytaniem! "Krzyżacy" - to punkt zwrotny w mojej historii. Jest to jedna z ciekawszych książek, które czytałam i to nie jest sarkazm! Od tego momentu, czyli 3 gimnazjum, postanowiłam spojrzeć przyjaźniej na lektury. Efekty?


Zdecydowanie mniej się przy nich męczę. Ograniczam do minimum biadolenie i narzekanie zanim wezmę te książki do ręki. Zaakceptowałam czytanie lektur jako mój obowiązek, jednocześnie uświadamiając sobie, że nie jest to najgorsza rzecz jaką przyjdzie mi robić w życiu. Staram się docenić każdą książkę, z którą się zetknę i nareszcie w lekturach widzę potencjalnie ciekawe pozycje. Oczywiście nie wszystkie mi się podobają, to normalne. Jednak gdyby ktoś 3 lata temu powiedział mi, że docenię dzieła Szekspira, lub że czytanie "Lalki" i "Pana Tadeusza" sprawi mi przyjemność, to zaśmiałabym mu się w twarz.

Faktem jednak jest to, że książki, które są wybierane na nasze lektury, są naprawdę ważnymi dziełami. Często przełomowymi w literaturze, reprezentującymi przeróżne nurty filozoficzne. Są niewyczerpaną skarbnicą wiedzy o naszych przodkach. Teraz naprawdę doceniam to, że mamy możliwość uczyć się historii i polskiego na badzie autentycznych utworów z dawnych lat. Mogą być nudne, niezrozumiałe, dziwne, ale są zwierciadłem artysty i jego życia, a to ich największa zaleta. Mamy możliwość czytać książki największych twórców swoich epok, widzieć przeszłość oczami ludzi, dla których to była teraźniejszość. Uważam to za naprawdę duży przywilej, z którego powinniśmy korzystać.

Wiem, że ciężko jest przebrnąć przez lektury. Nie mam zamiaru wmawiać komuś, że są to książki łatwe i przyjemne. Niektórym się podobają, innym nie. Tym postem chciałam dać upust moim spostrzeżeniom i zachęcić was do większej otwartości na te pozycje. Myślę, że kiedy da się spokój z narzekaniem na lektury i spojrzy się na nie przyjaźniejszym okiem, to można znaleźć w nich coś dla siebie. Uważam, że opłaca się podjąć taki trud, bo są to książki wartościowe - a to jest zdanie, którego nigdy się po sobie nie spodziewałam! 

czwartek, 5 lipca 2018

28 - "Chłopak nikt"

Tytuł: "Chłopak nikt tom 1" 
Autor: Allen Zadoff
Ilość stron: 342 

"Osierocony i wychowany w eksperymentalnym obozie, w którym uczyniono z niego broń idealną. W zasadzie go nie ma. To znaczy jest tylko narzędziem, które unieszkodliwia niebezpiecznych wrogów jego kraju. Nie ma własnego życia, własnych planów, własnych marzeń, własnych uczuć. Ma tylko swoje zadanie. I swoje sposoby. Umie myśleć i przewidywać. Umie posługiwać się zadziwiającą technologią. Jest zabójczo skuteczny i praktycznie niewidzialny, bo któż obawiałby się zwyczajnego, sympatycznego nastolatka. Czy jest w nim jakiś słaby punkt? Czy jest szczelina, przez którą można wniknąć, by go zniszczyć? Czy warto go zniszczyć? I czy on na to pozwoli? Powieść, jakiej się nikt nie spodziewa. I bohaterka, jakiej on się nie spodziewa."  

Każdy z nas ma przynajmniej kilku dobrych znajomych, z którymi spędza czas i których zaprasza do siebie do domu. Czasami, żeby coś "kliknęło" trzeba poświęcić miesiące, a nieraz wystarczy jedna rozmowa, żeby poczuć tą nić porozumienia, tak jakbyśmy się znali od wieków. A co jeśli nasze spotkanie nie było przypadkiem? Jeśli nasz przyjaciel doskonale wiedział jakich słów użyć, aby wkraść się do naszych łask? Co gdyby okazało się, że jesteśmy tylko kolejnym celem, który musi odhaczyć?
"Chłopak nikt" to książka, o której nigdy wcześniej nie słyszałam. Dlatego, kiedy zabierałam się za nią, nie wiedziałam czego się spodziewać. Miałam za to nadzieję, że będzie wciągająca, odmienna od tych które ostatnio czytam. Inna była to fakt, jednak nie mogę powiedzieć, że mnie porwała swoją treścią.
Allen Zadoff stworzył bardzo szorstką książkę. Krótkie rozdziały, proste zdania, niewyszukany język, masa dialogów przy znikomej obecności opisów. W połączeniu z tematyką daje nam to książkę oschłą, cierpką, beznamiętną, ale taki był chyba cel autora. Niemniej sprawia to, że ta pozycja nie jest dla każdego.
Książka skupia się bardziej na faktach i powierzchowności, a nie na uczuciach bohaterów. Broń idealna ma nie czuć i bez sprzeciwu wypełniać narzucone mu zadania. I o to chodzi, nie mamy się rozczulać nad bohaterem. On jest wojownikiem, my obserwatorami, którzy śledzą jego misję. Niestety nie jest, to coś co mnie przekonało. Wielokrotnie w książce jest wspominane, że bohater jest obojętny i znieczulony, ale jego późniejsze zachowanie są tego zaprzeczeniem. To było głównym celem, przestawić targające nim wątpliwości. Tutaj powinniśmy dostać pełną gamę emocji, a otrzymujemy ostrożny, wyważony, nie skupiający się na szczegółach opis przeżyć wewnętrznych bohatera. Jestem pewna, że to ma swój urok i wiele osób to kupuje, ale nie ja. W żaden sposób nie umiałam wczuć się w tą sytuację, a tytułowy Chłopak Nikt pozostał dla mnie nikim.
Przez wspomnianą wcześniej szorstkość miałam wrażenie, że bohaterowie są bardzo płytcy, a interakcje między nimi są sztuczne i wymuszone. Nie dość, że wszystkie znajomości rozwijają się bardzo szybko, to jeszcze brakuje im chemii. Dużo lepiej niż tworzenie charakterów wyszło autorowi opisywanie walk i technologii. Uważam, że to największy plus tej historii i to w jakiś sposób ratuje ją przed całkowicie negatywną opinią.
Pomimo kulejących bohaterów akcja jest należycie wciągająca. Właściwie jak na tę trochę ponad 300 storn, to dzieje się dużo. Jest walka, są tajemnice, jest intryga, tylko szkoda, że to wszystko potraktowane tak powierzchownie. Widzę tutaj duży potencjał do wykorzystania, jednak ta część zdecydowanie tego nie zrobiła. Zobaczymy może kontynuacja okaże się lepsza.
Podsumowując książki nie polecam. Jeżeli macie tylko i wyłącznie ją pod ręką, to zapewni wam rozrywkę w pewnym stopniu, ale nie jest warta poświęcenia jej większej uwagi, kiedy do wyboru jest wiele innych, lepszych pozycji.

MOJA OCENA: 6/10


poniedziałek, 28 sierpnia 2017

27 - "Dziwne losy Jane Eyre"

Tytuł: "Dziwne losy Jane Eyre"
Autor: Charlotte Brontë
Ilość stron: 557

"Osierocona dziewczyna podejmuje pracę nauczycielki w posiadłości Edwarda Fairfaxa Rochestera. Zostaje jego narzeczoną, ale Rochester ukrywa przed światem ponury sekret. Charlotte Brontё opowiada o wielkim uczuciu, które połączyło ludzi z różnych, tak odległych od siebie sfer - w świecie, gdzie konwenanse stanowiły o towarzyskim 'być albo nie być'." 

"Dziwne losy Jane Eyre" pierwszy raz ujrzały światło dzienne w 1847 roku. 170 lat minęło, a świat dalej zachwyca się twórczością Charlotte Brontё. To niesamowite, że ludzie wcale się od tego czasu nie zmienili. Cały czas popełniamy te same błędy, czujemy to samo i dążymy do tego samego. Pytanie tylko czy to dobrze czy nie?
Było to moje trzecie zetknięcie się z klasyką. Wcześniej poznałam "Dumę i uprzedzenie" oraz "Rozważną i romantyczną". Wszystkie te książki naprawdę mi się podobają i sięgam po nie z wielką przyjemnością. Jestem szczerze oczarowana panującymi wtedy obyczajami i zasadami, a możliwość poznania tego świata z perspektywy osób wtedy żyjących to cenne doznanie.
Charlotte Brontё przeprowadziła bardzo dokładną analizę charakteru. Każdy bohater miał swój czas w tej książce i nikt nie został pominięty lub spłycony. Taki dokładny opis zajmuje dużo czasu, co może wiać nudą i skutkować niepotrzebnym przedłużaniem książki. Jednak tutaj wszystko komponuje się w spójną i wartką całość i nawet długie opisy nie wydają się nudne, ponieważ są przeprowadzone w sposób mistrzowski. Dzięki temu bohaterowie są nam bliscy jak w żadnej innej książce. Każdy jest inny, ale równie wyrazisty. Uwielbiam to, że tak dużo uwagi poświęconej jest ludziom i ich zachowaniom. Dla mnie to jedna z największych zalet tej powieści.
Pierwszy raz zdarzyło mi się, że czytając opisy zachowań, uczuć czy miejsc wyobrażałam sobie wszystko z taką dokładnością. Zawsze bez problemu przenoszę się do wykreowanych światów i nie mam kłopotów z wyobraźnią, wręcz jest zbyt rozbudowana, ale nigdy dotąd nie czułam czegoś takiego.Siedząc w moim pokoju wydawało mi się, że słyszę tętent kopyt, uliczny gwar, śpiew ptaków. Czułam jakbym stała z bohaterami twarzą w twarz i widziała każdy grymas, zmarszczkę, przelotnie rzucone spojrzenie. Czytając często zdarza mi się "dowyobrażać" pewne rzeczy, tutaj nie musiałam bo nic nie było pozostawione same sobie, każdy gest został uchwycony na kartkach. Niesamowite uczucie, którego nie spodziewałam się czytając tą książkę.
Charlotte Brontē użyła w powieści narracji pierwszoosobowej, co wywołało niemały skandal. Jak można pokazywać świat oczami kobiety? Jeszcze gorzej, że przez 1/3 książki to mała dziewczynka! Podważenie zasad i kontrowersyjne postępowanie najwyraźniej się opłaca, bo "Dziwne losy Jane Eyre" zdobyły duży rozgłos i wielu czytelników. Dobrze, że nie wiedzieli wówczas, że autorką również jest kobietą, bo parę osób mogłoby zejść na zawał.
Jak już wspominałam książka ma wiele opisów, jest gruba i nie jest pisana współczesnym językiem, jednak to żadna przeszkoda. Treść jest tak wciągająca, że nie będziecie się z nią męczyć, a już tym bardziej żałować, że wybraliście ją na towarzyszkę waszych wieczorów przy kawie. Klimat jest bardziej tajemniczy i mroczniejszy niż w książkach Jane Austen, więc jeśli tamte was zawiodły, to radziłabym dać szansę jeszcze tej.
Ja zostałam oczarowana tą powieścią i nie mogę się doczekać aż obejrzę ekranizację. Mam nadzieję, że kolejne klasyki będą mnie równie mocno zaskakiwać i zachwycać. Polecam wszystkim i po cichu liczę na to że kogoś zachęciłam, bo uważam że wielką stratą jest nie znać tej pozycji.

MOJA OCENA: 7/10


poniedziałek, 7 sierpnia 2017

"Spider-man: Homecoming"

Tytuł: "Spider-man: Homecoming"
Gatunek: akcja, sci-fi
Reżyseria: Jon Watts
Rok produkcji: 2017


O nie! Kolejny Spider-man. Czy naprawdę nie mają już o czym robić tych filmów? Myślę, że dużo osób właśnie tak zareagowała na wiadomość o tym, że zaczynają się zdjęcia do nowej wersji przygód tego bohatera. W sumie trudno im się dziwić, bo niekończące się rebooty mogą skutecznie zniechęcić do danej historii. Ponadto widzowie często lubią być wierni pierwotnej wersji i bojkotują nowe jeszcze zanim je zobaczą. Twórcy "Spider-man: Homecoming" musieli więc stanąć przed trudnym wyzwaniem, żeby stworzyć film, który będzie mógł mierzyć się z poprzednimi wersjami. Musiałam przekonać się czy mu się udało!
Przede wszystkim należy wiedzieć, że najnowszy Spider-man wchodzi w skład kinowego uniwersum Marvela, co już zapewnia mu fanów, ponieważ nie jest to luźny reboot, a część wielkiej historii. Ponad to w filmie występuje jeden z najbardziej znanych Avengersów - Iron-man. To kolejny powód, dla którego część widzów pojawi się na sali kinowej. Jednak najważniejszym z powodów jest to, że ten film jest po prostu dobry. Wyszedł naprawdę świetnie i jest chwalony na całym świecie. To własnie pozytywny odbiór zapewnia mu najwięcej fanów i bardzo dobrze, bo powinno być ich wielu.
"Spider-man: Homecoming" różni się od sowich poprzedników. Nie pokażą nam jak Peter Parker zyskał swoją moc i jak ginie wujek Ben, co dotychczas było trzonem produkcji o człowieku pająku. Mamy do czynienia z historią narodzin nowego Avengersa, a nie narodzin Spider-mana i to jest warte podkreślenia, bo wyróżnia ten film na tle innych. Dzięki temu, że nie dostajemy utartego schematu, to podczas seansu jesteśmy stale zaskakiwani i nie możemy, a raczej nie chcemy, oderwać się od niego ani na chwilę.
Dobry film tworzą dobrze dobrani aktorzy. Tutaj obsada spisała się naprawdę świetnie! Wystarczy spojrzeć na odtwórcę głównej roli - Toma Hollanda, który sam wykonywał akrobacje i sekwencje walk. Zdarzało się, że producenci rezygnowali z technologi CGI na rzecz umiejętności tego młodego aktora. To niesamowite jak bardzo zaangażował się w tworzenie swojej aktorskiej kreacji. Oglądając wywiady widać jak wiele radości sprawia mu to co robi i jak bardzo wczuł się w swoją postać. Widać to również w filmie, bo wypadł bardzo przekonująco. Reszta aktorów jest również wyśmienita, wystarczy tylko wspomnieć Robert Downey Jr. ("Sherlock Holmes", "Iron Man"), Michael Keaton ("Birdman", "Spotlight"), Marisa Tomei ("Mój kuzyn Vinny", "Zapaśnik"). Brzmi bardzo obiecująco.
Ostatnie filmy Marvela angażują coraz więcej bohaterów i naprawdę dużo się w nich dzieję, wszystko zmierza już do ostatecznej fazy. I właśnie w tym momencie do kin wchodzi Spider-man, który zupełnie odbiega od reszty. Nie ma tutaj galaktycznego konfliktu, który zagraża całemu światu, jest walka z lokalnym handlarzem bronią, może i kosmiczną, ale to nic w porównaniu z innymi bohaterami uniwersum. Jest to dobry film na złapanie oddechu przed ostateczną rozgrywką.
Jeszcze rok temu nawet zagorzali fani Marvela podchodzili sceptycznie do pomysłu stworzenia nowej wersji przygód człowieka pająka, a teraz? Film ten ma  rzesze fanów na całym świecie, jest chwalony zarówno przez krytyków jak i widzów, wielu z nich nie boi się stwierdzić, że to najlepszy Spider-man jaki powstał, a to idealny wabik.
Jestem pełna podziwu dla tego filmu, w który tak wiele osób wątpiło. Zdecydowanie spędziłam bardzo miło czas w kinie i dałam się przekonać twórcom do tej wersji. Muszę jednak przyznać, że jestem fanką wszystkich filmów jakie wydaje Marvel, więc nawet jeżeli nie otrzymałby tak pochlebnych recenzji to i tak bym go obejrzała. Natomiast osoby, które na co dzień wolą inne kino, a filmy o superbohaterach oglądają od wielkiego dzwonu mogą czuć niedosyt. Film jest zabawny i lekki, ale nie wyróżnia się niczym szczególnym. Raczej przeznaczony dla młodszych widzów i fanów, których Marvelowi nie brakuje. Jeżeli nie jesteście wciągnięci w świat kosmicznych konfliktów i superbohaterów, to ten film nie będzie tym przełomowym, który was zachęci. Przyjemne kino, które polecam bardzo mocno, ale zdaję sobie sprawę, że nie dla każdego.

MOJA OCENA: 8/10

poniedziałek, 17 lipca 2017

"Ponad wszystko"

Tytuł: "Ponad wszystko"
Tytuł oryginalny: "Everything,everything"
Reżyseria: Stella Meghie
Gatunek: Melodramat
Rok produkcji: 2017


"Ponad wszystko" była ostatnio jedna z najbardziej wyczekiwanych premier kinowych. Wszystko za sprawą książki, którą pokochały tysiące osób na całym świecie. Ja ocenię dzisiaj ten film jako osobny twór, ponieważ jeszcze nie zdążyłam zapoznać się z lekturą.
Wyszłam z kina z uśmiechem na twarzy i ciepłem na sercu, co oznacza, że film wywołał we mnie pozytywne uczucia i bardzo mi się podobał. Uważam, że jest wprost idealny na taki popołudniowy wypad do kina z przyjaciółkami, który ja sobie zafundowałam. Wszystkie świetnie spędziłyśmy ten wieczór i jestem zadowolona, że ostatecznie zdecydowałyśmy się właśnie na ten film.
"Ponad wszystko" to historia dziewczyny, która jest uczulona na wszystko, najmniejszy kontakt ze światem zewnętrznym może spowodować jej śmierć. Pewnego dnia do domu obok wprowadza się chłopak imieniem Olly. Ich znajomość zaczyna się od telefonicznych wiadomości, bo na co innego może pozwolić sobie osoba, która nigdy nie była na zewnątrz. Jednak szybko okazuje się, że dla Maddy i Olly'ego te SMS-y to już coś więcej niż przyjacielskie rozmowy. Czy uda im się pokonać nałożone na nich ograniczenia i być razem? 
Strasznie przyjemny. To mówię wszystkim, którzy pytają mnie o wrażenia po seansie. Pomimo tego, że jest to melodramat, to na sali nad płaczem dominował śmiech. Wszystko tutaj jest piękne, delikatne i urocze, ludzie, krajobrazy, ukazanie całej tej historii, naprawdę wszystko! Pewnie część z was powie, że jest przesłodzony i naciągany i będziecie mieli rację, ale w moim przypadku ciężko było się w nim nie zakochać, był tak ciepły i podnoszący na duchu, że po prostu nie mogłam! Faktycznie nie jest to wygórowane kino, ale chyba nikt nie spodziewał się, że będzie to Oscarowe dzieło.
Wielkie wyrazy uznania należą się odtwórcą roli Olly'ego i Maddy, ponieważ to w dużej mierze dzięki nim efekt końcowy jest taki pozytywny. Uważam, że świetnie się do siebie dopasowali i wyglądali razem naprawdę dobrze. Doskonale pokazali niepewność bohaterów i uroki nastoletniej pierwszej miłości. Wypadli bardzo przekonująco i naturalnie. Cieszę się, że zatrudniono aktorów, którzy są w zbliżonym wieku co grane przez nich postacie, wyszło to na plus dla tego filmu.
Wiele osób mówi, że ta historia jest schematyczna i już tyle razy powielana, we wszystkich filmach młodzieżowych, że nie ma się czym zachwycać. Faktycznie, jest ogromna liczba filmów gdzie jedna osoba jest chora i zakochuje się w drugiej. Moim zdaniem tutaj nie mamy do czynienia z aż tak utartym schematem, ponieważ zakończenie naprawdę mnie zaskoczyło i nie podejrzewałam, że to tak się potoczy. Uważam również, że sposób pokazania rozmów Maddy i Olly'ego był bardzo ciekawy i wnosił świeży powiew do filmu. Zamiast wyświetlania tekstów rozmów na ekranie zdecydowano przedstawić je jako spotkania bohaterów w wyimaginowanych miejscach, przez co częściej możemy oglądać ich razem.
Pomimo całej mojej sympatii jaką obdarzyłam ten film nie mogę pozostać ślepa na jego braki. Dalej uważam, że jest świetnym rozwiązaniem na wieczór z przyjaciółkami, ale nie da się ukryć, że jest naciągany i naiwny. A wszystko jest zbyt piękne i idealne, ale w sumie czy to coś złego? Jeżeli nie przeszkadza wam ta schematyczność filmów młodzieżowych i lubicie je, choć często różnią się od siebie tylko aktorami, to zdecydowanie i ten przypadnie wam do gustu. Bardzo estetyczny, spokojny i miły. Sprawi, że poczujecie się ciepło otuleni przez przeuroczą miłość Maddy i Olly'ego. Ja gorąco polecam!

MOJA OCENA: 7/10

wtorek, 20 czerwca 2017

"Ben Hur"

Tytuł: "Ben Hur"
Reżyseria: Timur Bekmambetov
Gatunek: historyczny
Rok produkcji: 2016

Znalezione obrazy dla zapytania ben hur

Historia Bena Hura Lewisa Wallace'a to opowieść już klasyczna. Doczekała się wielu adaptacji. Jedne były wierniejsze, inne mniej, ale główny motyw pozostał ten sam i przynosi tej historii sławę aż po dzień dzisiejszy.
Skupię się na najnowszej adaptacji, która miała swoją premierę w zeszłym roku. Od razu zaznaczam, że nie czytałam książki i nie oglądałam żadnej wcześniejszej wersji. Kiedy skończyłam oglądać film to poszperałam trochę w internecie na temat tej historii i znalazłam parę różnic względem oryginału, jednak nie będę się tutaj na nie powoływać, bo aż tak dobrze z nimi obeznana nie jestem. Natomiast jeżeli ktoś z was czytał, bądź oglądał poprzednią wersję, to może się trochę zaskoczyć.
"Ben Hur" z 2016 roku przedstawia nam historię żydowskiego arystokraty, żyjącego w czasach Jezusa, który zostaje skazany na galery (praca niewolnicza przy wiosłach). Judah Ben-Hura poznajemy jako sympatycznego i przywiązanego do rodziny mężczyznę. Jego życie to sielanka, uczty, zabawy, wyścigi i wszystkie dobra, które ma się będąc na wysokim stanowisku społecznym. Jednak nie wszyscy Żydzi mają tyle szczęścia w państwie rządzonym przez Rzymian. Istnieje potężny ruch, który chcę obalić panującą władzę, jednak Ben Hur jest od tego daleko, do czasu gdy w jego domu pojawia się ranny chłopak, członek rebelii. Ten moment jest kluczowy dla dalszych losów Bena Hura, które już w niczym, nie będą przypominały radosnej uczty.
Już na samym początku narrator zwraca nam uwagę, że film będzie w dużej mierze opierał się na więzi między głównym bohaterem a jego przyrodnim bratem Messalą, który jest rodowitym rzymianinem. Zostaje nam ukazana scena wyścigu konnego, gdzie możemy zaobserwować niesamowitą zażyłość między tą dwójką, która choć tak różna od siebie to jednak świetnie się dogaduje. Los niestety lubi płatać nam figle i ich więź zostaje wystawiona na, wydawać by się mogło, niemożliwą do przejścia próbę.
"Ben Hur" miał okazać się wielkim sukcesem kinowym. Był to powrót do wielkiego dzieła z 1959 roku, które otrzymało 11 Oscarów. Niestety wizja losów Ben Hura z 2016 roku dla wielu osób okazała się porażką. Myślę, że głównym powodem jest to że te wersje w jakimś stopniu się od siebie różnią. Jednak nie tylko to przekłada się na gorszą ocenę. Film ten ma parę mankamentów, które zaniżają jego ocenę. Jednym z nich jest złe zastosowanie technik komputerowych do tworzenia krajobrazów. Przykro mi to mówić, ale nie wypadły one dobrze. Z założenia mieliśmy otrzymać piękny krajobraz antycznego kraju, a w rzeczywistości patrzymy na, owszem ładne, ale nie do końca dopracowane miejsce, któremu brak realizmu.
Kolejnym minusem dla niektórych może być poprowadzenie głównego wątku. Mnie osobiście spodobało się rozwiązanie jakie wprowadził Timur Bekmambetov. Uważam, że niesie ze sobą piękne przesłanie o potrzebie wybaczania i niebezpieczeństwie jakie stwarza chęć bycia akceptowanym i szanowanym, o tym jak ciężko zapracować na swoje dobre imię i jak dążenie do tego może zaślepiać nas i sprawiać, że popełniamy czyny, których się brzydzimy. 
Grę aktorską oceniam w miarę pozytywnie. Moim zdaniem na pochwałę zasługuję Jack Huston (Ben Hur), który świetnie pokazał przemianę swojego bohatera i wykreował naprawdę ciekawy charakter. Oczywiście nie można powiedzieć złego słowa o Marganie Freemanie, który uświetnia każdy film, w którym się pojawi. Reszta wypadła również bardzo dobrze. 
Podsumowując pomimo wielu negatywnych opinii o tym filmie ja oceniam go dobrze. Nie zachwycił mnie jakoś szczególnie i nie wcisnął w fotel, ale oglądałam go z zaciekawieniem. Uważam, że warto poświęcić mu uwagę, ale jeśli macie pod ręką coś co bardziej was zainteresuje, to lepiej wybierzcie tę drugą opcję. 

MOJA OCENA: 6/10

poniedziałek, 25 stycznia 2016

26 - "Bitwa o Skandię"

Tytuł: "Zwiadowcy księga IV: Bitwa o Skandię"
Autor: John Flanagan
Ilość stron: 385
"Z nadejściem wiosny Will i Evanlyn muszą porzucić bezpieczną chatę w skandyjskich górach. Kiedy szykują się do wyprawy ku granicy z Teutonią, Evanlyn nagle znika. Will wyrusza na poszukiwania, ale nawet uczeń zwiadowcy nie jest w stanie pokonać sześciu srogich temudżeińskich jeźdźców. Na szczęście w samą porę z pomocą nadchodzą Halt i Horace. Radość ze spotkania przyjaciół trwa jednak krótko. Okazuję się bowiem, że temudżeiński zwiad wiedzie za sobą wielką armię niepokonanych stepowych wojowników. Skandii i królestwu Araluenu grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Czy zaprzysięgli wrogowie staną do walki ramię w ramię, aby zwyciężyć?"  

Jest to już czwarty tom "Zwiadowców" i niezmiennie utrzymany jest na wysokim poziomie. Co jest atutem tej serii i co sprawia, że zdobyła ona tylu czytelników na świecie? Z pewnością są to bohaterowie, ponieważ żadna książka z płytkimi, mało wyrazistym postaciami nie odniesie takiego sukcesu. Mnie osobiście urzekł korpus zwiadowców. Ich elitarności, odrębność i wyjątkowość. Powiedzmy sobie szczerze, oni wymiatają. Ja do plusów zaliczam również czas, w którym ta powieść jest osadzona. Jestem wielką fanką średniowiecznych klimatów, zapewne również dlatego ta seria zdobyła moją sympatię.
Kierując uwagę na tę konkretną część, to tak jak po poprzednich jestem zadowolona. Mamy tutaj Halta, misję ratunkową, spisek, atak, bitwę, poświęcenie, przyjaźń i płynącą z tej książki, szczególnie w czasie bitwy, epickość! Jest to dokładnie to czego od dobrej lektury oczekuję.
Co w tej części wpisałabym do plusów? Na pewno będzie to swego rodzaju przyjaźń pomiędzy Haltem, a Erakiem. Podobało mi się to, że żywili do siebie przyjazne stosunki mimo tego, że pochodzili z dwóch różnych krain, które nie były wobec siebie pokojowo nastawione. Uważam, że autor dobrze zrobił stawiając tych dwoje na swojej drodze. Pokazał tym samym, że nie liczy się to skąd jesteśmy, gdzie się wychowaliśmy, czy jaką mamy rodzinę. Liczy się to jacy jesteśmy my.
Nie jest to moja ulubiona część z serii, ale nie znaczy to, że jest zła. Po prostu dwie pierwsze części bardziej mnie urzekły, ale i ta jest warta uwagi.
Co zapisałam na minusy? Bardzo irytowała mnie księżniczka Cassandra. Rozchwiana emocjonalnie (tak jakby), niezdecydowana, marudna, użalająca się. Możliwe, że przesadnie o niej mówię, ale naprawdę działała mi na nerwy.Przez nią czasami miałam ochotę odłożyć książkę i wziąć się za inną.
Bardzo długi okres minął odkąd skończyłam tą część, więc teraz przedstawię moje odczucia z perspektywy czasu. Przede wszystkim kiedy wspominam tą książkę, jaki i całą serię towarzyszy mi takie uczucie jakbym przypominała sobie przyjemne spotkanie z kimś bliskim. Chodzi mi o to, że zostawia ona po sobie ciepłe uczucia i wrażenie, że czytanie jej było samą przyjemnością. Fabuła jest odpowiednio wciągająca, bohaterowie przyjaźni czytelnikowi, świat przedstawiony idealny aby zrelaksować się w nim w zimowe popołudnie.
"Zwiadowców" polecam jak zawsze. Przyjemne, przystępne i naprawdę warte przeczytania książki z tej serii mogą umilić wam ferie, jeśli tylko zdecydujecie się po nie sięgnąć.

MOJA OCENA: 8/10

_______________________________________________________

Ahoj!
Wiem, że trochę mnie tutaj nie było *ekhem, ekhem* trochę długo... Postanowiłam wrócić, ponieważ brakowało mi tego i naprawdę lubię to robić. Postaram się już żeby żadna tak długa przerwa się tutaj nie wkradła. Mam kilka pomysłów (2) na nowe serię i nadzieję, że wam się spodobają. Postaram się zadbać o systematyczność, ale to w późniejszym czasie. Teraz trzymajcie kciuki, żeby mój powrotowy plan się udał!